Literacka młodzieżówka z POCZYTALNI

„Mój pierwszy raz” – parę szybkich do debiutantów (zamiast studium)




Ostatnio kolejne młode osoby piszące debiutują przed osiemnastką, jak by chciały Masłowskiej w parciu na papier dorównać... A oficyny szukają tu chwalebnej niszy wydawniczej lub zysku dla siebie. Nie za późno dla Was na „pierwszy raz”, by publicznie obnażać swoją literacką twórczość?

Adam Przegaliński: Po pierwsze: nigdy za późno na pierwszy raz, jak by powiedział Lew-Starowicz. Po drugie: nic nie ujmując Masłowskiej, w Polsce mieszka 40 mln ludzi, pisze pewnie jedna czwarta, o czym warto, żeby dziennikarze pamiętali. Po trzecie: zapomniałem, kurczę, wiecie, ta trzydziestka na karku…

Natalia Bielawska: Nirad Chaudhuri – pisarz z Bangladeszu, swoją pierwszą książkę („The Authobiography of an Unknown Indian”) opublikował w wieku pięćdziesięciu czterech lat, mniej egzotyczny przykład: Maciej Malicki wystartował po czterdziestce. Mam 27 lat, uważasz, że to za późno? Przecież ja się dopiero wykluwam!

Paweł Góral: Wydaje mi się, że na „pierwszy raz” nigdy nie jest za późno, a jak twierdzi mój znajomy: im kot starszy to ma ogon twardszy… może to dotyczyć także pióra… Istnieje także prawdopodobieństwo, ze w najbliższej przyszłości bestsellerem okaże się książka emeryta i co wtedy??? Awantura, że debiut nastąpił o 30 lat za wcześnie?



foto: PIO, Lokator 2009


Komu – oprócz sobie najbliższych – podarowaliście pierwsze egzemplarze debiutanckich tomów, gdy wyszły z drukarni? Na czyjej lekturze szczególnie Wam zależało?

Paweł Góral: Niestety oprócz najbliższych znajomych nikomu swojej książki nie podarowałem. Z bardzo prostego powodu – powypisywałem w niej takie fantazje, że po prostu wstydziłem się.

Natalia Bielawska: Prócz najbliższych, książka powędrowała do Kory, Renaty Przemyk i Macieja Zembatego. Zależało mi, żeby Zembaty przeczytał, bo ma świetny głos i chciałam wyprosić krótkie nagranie jak kot Radamenes czyta „American Dream”. Na razie bezskutecznie. Fajnie by było gdyby przeczytał Woody Allen, zastanawiałam się, czy nie przetłumaczyć specjalnie dla niego egzemplarza… Ciekawa jestem czy Kazimiera Szczuka by przeczytała, czy by znalazła czas na niedopowieść… No i Witkacy, ale niestety nie żyje.

Adam Przegaliński: Kilku pisarzom – nie warto było. „Normalny” pisarz nie chwali drugiego. Kilku krytykom – nie warto było. „Normalny” krytyk nie chwali, bo sam wolałby coś napisać, a nie ma czasu, bo musi czytać. Najbardziej podobały mi się opinie „przeciętnych zjadaczy chleba” – oni wiedzą, co lubią tygrysy.


Wszyscy doczekaliście się już recenzji czy opinii internetowych wydanych książek. Co(ś) bolało albo szczególnie irytowało podczas czytania pozytywnych / krytycznych wynurzeń komentatorów?

Natalia Bielawska: Może nie bolało, ale irytowało. Niedokładna lektura recenzenta i wypisywanie później bredni, że „American Dream” to książka o Ameryce. I zarzut brzmiący: „brak akcji, średnia wieku bohaterów osiemdziesiąt lat” – bez sensu, bez zaplecza, zarzut dla zarzutu, świadczący o niskich horyzontach wymyślacza zarzutu. Bo to zdanie, tak naprawdę ciężko nazwać zarzutem. Mnie by takie stwierdzenie, po przeczytaniu informacji, że książkę czyta się lekko i szybko (bo taka znalazła się na początku recenzji) zachęciło do lektury.
Jeszcze, że za krótka. No co to ma być?! Zarzut? Wiadomo, że długość nie ma znaczenia, a umiejętność władania „długością”. Napoleon był krótki, Borges krótko pisał, a Wołodyjowski taki mały, a jak mieczem wywijał!

Paweł Góral: Szczerze wyznam, że tak bardzo się w te recenzje nie wczytywałem. To, co przeczytałem, raczej wprawiło mnie w pozytywne zdumienie, bo moim zdaniem „Kopalnia piasku” to taka średnio dobra książka, a może nawet kiepska. Tymczasem krytycy strasznie mądrych rzeczy się tam dokopali!!!

Adam Przegaliński: Mnie to teraz ani ziębi, ani grzeje, ale mam wrażenie, że w Polsce prawie nikt nie lubi, jak się komuś coś uda. I bardzo lubimy komuś dowalić, nie tylko na papierze, ale w realu. Niedowiarkom polecam uważną lekturę np. dyskusji internautów. Ja na miejscu krytyka zastanowiłbym się dwa razy, zanim kogoś opluję. I najpierw bym sam coś napisał, bo krytykować – jak to mówią – każdy umie. To nie sztuka (sam czasem piszę recenzje).



foto: PIO, Lokator 2009


Brak kogo, czyjej fachowej pomocy odczuwa(liś)cie jako młodzi autorzy: redaktora, agenta, promotora? A może jeszcze kogoś innego?

Natalia Bielawska: W moim przypadku agent pojawił się sam. Specjalny agent tropikalny, więc często się ulatniał w egzotyczne miejsca i rozmowy z wydawcą długo trwały, albo musiałam sprawę przejmować we własne ręce. Miałam problem z komputerem, bo nie miałam na czym pracować i trochę potrwało, zanim finiszowałam. To był taki długi okres „gry wstępnej” przed wydaniem, praca nad tekstem, czasami żmudna praca, choć były fale przyjemności podczas pisania.

Adam Przegaliński: W ogóle jest posucha w tej kwestii. Debiutant ma pod górkę w Polsce, bo jest debiutantem.

Paweł Góral: Nie odczuwam braku kogokolwiek. Wydanie książki to loteria. Może się uda i będzie „sława”, może nie i wtedy tak naprawdę nic się nie zmieni. No to po co sobie tym faktem głowę zawracać. Książki się pisze w samotności i jedynym pomocnikiem tam może być talent. Nikt i nic innego. Poza tym prawa rynku są takie, że wylansować da się każde czytadło. Kwestia budżetu.


Trzy tytuły promowane podczas czerwcowej POCZYTALNI: „American Dream. Niedopowieść”, „Kopalnia piasku”, „Jutro wyjeżdżam do Laponii”, łączy tematyka emigracji, zarobkowych wyjazdów zagranicznych, odlotów młodocianych zagniewanych i różnie rozpisane motywy podróży – także do wnętrza, w poszukiwaniu siebie, ujednoznacznionej tożsamości czy osobowości twórczej. Czyżbyście, jak Wasze bohaterki i bohaterowie, należeli do pokolenia skazanych na ciągłe zmiany, życie w ruchu albo jałowe trwanie in Poland?

Paweł Góral: Tu akurat się zgodzę. Wielu moich znajomych potwierdziłoby, że należymy do pokolenia zmuszonego przez historię do funkcjonowania w różnych systemach politycznych, kulturach, krajach...

Natalia Bielawska: Skazana na ciągłe zmiany jestem genetycznie i pokolenie nie ma tu nic do rzeczy. Jestem taka jak ojciec, więc nie lubię stagnacji. Świeżość i życie w ruchu. Trwanie in Poland wybrałam świadomie, bo kocham ten kraj i chcę w nim mieszkać – nikt mnie do tego nie zmusza. I na pewno jałowe nie jest to trwanie in Poland. Ciągle „coś” – pozytywnie, negatywnie, ale „coś” się dzieje. Cosie należy wykorzystać.

Adam Przegaliński: Nie należę do żadnego pokolenia, chciałbym należeć tylko do siebie. Na razie łapię ostrość…
Gdyby mnie było stać, pewnie chciałbym wyjechać do jakiegoś ładnego kraju, małego miasteczka nad morzem, gdzie byłoby cicho i nikt nie gadałby o polityce, emeryturach i innych pierdołach. Polska jest mi w jakimś sensie bliska, tak jak las w Otwocku pod Warszawą, ale czasem to brzmi jak wyrok.


Jakie oczekiwania względem publiczności literackiej może mieć debiutant?

Paweł Góral: Moje oczekiwania raczej dotyczą mnie samego – żeby książka nie była nudna – wtedy czytelnik będzie się dobrze bawił.

Natalia Bielawska: Kupujcie jak najwięcej, każde 1 złoty 79 groszy ze sprzedanego egzemplarza idzie do kieszeni autora-debiutanta, będzie miał na prąd, rachunki za Internet, będzie mógł pisać dalej.
Bez kasy będzie ciężko. Norwid już jeden był. Starczy.


Przepytywał Tomek Charnas.


O AUTOR[K]ACH

Natalia Bielawska (1982) – absolwentka polonistyki UJ, na umyśle kobieta skażona lekturami, w duchu młodzieżówa, pisząca nie tylko dla pięknych dwudziestek. Autorka bloga „Nocnik, czyli dziennik pisany nocą” (www.faust.blox.pl). Letnia panna na domkach w USA. Wcieliwszy się w rolę prozatorki, wystąpiła z autobiografizującą powieścią w odcinkach-opowiadaniach, ale z obrazkami: „American Dream. Niedopowieść” (2009). Literacka zabaw(k)a zawiera pierwszoosobową narrację Natki, relacjonującej swe przygody, doznania i indywidualne przypadki w wielkim amerykańskim mieście.

Paweł Góral – polonista z wykształcenia, żądny wrażeń emigrant z wyboru, autor prozy swoich czasów. Zadebiutował „Kopalnią piasku” (2009) – dystopijną powieścią o dojrzewaniu i skalaniu tak młodego umysłu, jak ciała. Ksiązka przybrała formę wariacji fabularnych wysnutych z doświadczeń osobistych lub bliskich znajomych autora, nawiązującej jednak do specyfiki polskiej prozy „przygodnej”, emigracyjnej i rozliczeniowej. Konceptualnie zbliża się do współczesnego silva rerum, kawałków prozy z życiorysów „obcych” i tożsamych z rówieśnikami autora.

Adam Przegaliński (1977) – żurnalista i gryzipiórek. Obserwator peryferii, twarzy przechodniów, nocnych zjazdów i pociągów pospiesznych jadących do Mrozów. Autor powieści o trzydziestolatkach na rozdrożu życia i literatury „Jutro wyjeżdżam do Laponii” (2008). Przygody i przeprawy Ani i Staśka, poszukiwania ich przyjaciela Małego, problemy przedziwnych postaci pojawiających się na ich drodze do nieokreślonego „szczęścia”, wyliczane narratorsko donosy na rzeczywistość koncentrują się wokół dylematów młodych ludzi „teraz”. Bohaterowie na własne życzenie zostają zawieszeni: między minionym wiekiem niewinności a niejasną przyszłością.



foto: PIO, Lokator 2009